Cześć, moi drodzy, mówi Paulina Lipiec, a to jest podcast dla uczących się polskiego? Polskie Daily. Witam Was w kolejnym odcinku. Dzieliła Was tylko decyzja jednego człowieka? Dla większości z nas bezpieczeństwo i rodzina to najważniejsze wartości w życiu, ale nie dla wszystkich. Dzisiaj opowiem Wam o takiej osobie. Opolaku, który podróżował do ponad 100 krajów. Był świadkiem 27 rewolucji i napisał 19 książek.
Dzięki niektórym z nich Polacy mieszkający w komunistycznej Polsce bez paszportów i bez pieniędzy. Mogli dowiedzieć się co nieco o tym co dzieje się w świecie. Będę mówić o rszardzie kapustyńskim, legendzie reportażu, autorzek, który rozbudził w Polakach z interesowanie podróżami i otworzył nas na kraje kultury i ludzi. O których duże się nie mówi. Być może dzięki niemu, dzisiaj gatunek reportażu jest tak popularny w polskich wydawnictwach księgarniach i bibliotekach.
Polacy uwielbiają prawdziwe historia. Hętnie kupujemy książki z wydawnictwa czarnego, które specjalizuje się w reportażach z różnych krajów. Jednym z ulubionych autorów Polaków obok kapuścińskiego jest jacek Hugo Bader, który pisą reportażę orosii. Myślę, że to jest taki duży i ważny element naszej kultury. Ale tam miłość do reportażu chyba tak na dobre rozbudziła się w Polakach od kapuścińskiego. Urodził się w 1939 roku w Pinsku. To miasteczko jest teraz na Białorusi.
Wtedy mieszkało w niej wielu ludzi o różnych kulturach i religiach. Mieszkali tam głównie Żydzi, ale też Białorusini i Polacy. Przed i podczas wojnę kapuściński wiedział dużo biedę. Być może dlatego później w życiu będzie mu łatwo rozumieć biednych ludzi w dalekich krajach. Kiedy skończyła się wojna, od razu zapisał się do związku młodzieży polskiej. To była organizacja komunistyczna, bo już od młodych lat kochał socjalizm.
Był bardzo zaangażowany, był żarliwy, to znaczy miał w sobie taką pasję do komunizmu, a właściwie do biednych ludzi i równości. Miał poczucie sprawiedliwości. Wierzył, że socjalizm może sprawić, że nawet biedni ludzie będą mieli godne życie. Przez wiele lat wierzył to, nawet wtedy kiedy już było wiadomo, że socjalizm w Polsce nie przeniosł nic dobrego, ludzie nie są szczęśliwsi i nie żyje im się lepiej. Na początku był bardzo zaangażowany, wierzył, że może aktywnie coś zmienić.
Potem jego zainteresowania się zmieniły, ale cały czas wierzył w misje dziennikarza, który miał pokazywać prawdziwe problemy społeczeństwa. Po szkole średniej poszedł na studia historyczna i tam poznał swoją urzona. Alicja miał 20 lat, ona miała 19 i od razu urodziło im się dziecko. Kapuśnicki jednak nie był chyba stworzony do życia rodzinnego. Już w trakcie studiów zaczął pracę jako dziennikarz. Chciał pisać o tym, jak żyją ludzie w socjalizmie.
Kiedy w końcu dotarł do tych ludzi i zaczął z nimi rozmawiać, okazało się, że nie żyje im się tak dobrze jak myślał. I jego pierwszym ważnym tekstem był reportaż, to też jest prawda o nowej chłócie. Nowa chuta to było takie miasto, które socjalistice budowali pod krakowę. Dla kontrastu z historią i tradycją intelektualnego krakowa, to miasto miało pokazać, że praca robotników jest ważniejsza.
I nowa chuta jest lepsza od krakowa. Kiedy kapuśnicki tam pojechał, zobaczył, że życie robotników jest ciężkie. Wielu z nich było bardzo biednych. Nie chcieli wcale budować kraju, chcieli po prostu dostawać swoje wypłaty, a potem kupować zanie łódkę albo prosty tutki. Napisał to, co widział, a potem musiał się ukrywać przed władzami, bo oczywiście był to tekst niepoprawny politycznie.
Nauczył się wtedy, że słowa dziennikarza mają konsekwencje. Myślę, że ten tekst zawarzył bardzo nad tym, w jaki sposób pisał w późniejszych latach. Kiedy skończył 24 lata jego pismo, to znaczy standard młodych wysłało go do Indy. Co ciekawe, kapuśnicki przedtem nie był nigdy zagranicą i nawet o tym nie marzył.
Bardzo się denerwował tu podróżą, bo znał tylko rosyjski i wiedział, że będzie miał problem z komunikacją. Martfił się jak zdobyć informacje, które mogłyby być interesujące dla czytelników, skoro nawet nie będzie umiał zadawać pytań. Kiedy wylądował w New Delhi, od razu kupił sobie książkę Ernest Aemingweja, For Home the Bell Toles i zaczął się w ten sposób uczyć.
Książka była dla niego trochę zatrudna, ale zbiegłem lat później opanował język angielski. W indiach przereziła go bieda. Nigdy wcześniej nie widział takiej biede, ludzi którzy umierali z głodu na ulicach, trendowatych, nie mających siły, żeby zrobić kilka kroków. Bowsych i nagi. Mimo to wiedział, że dobry reporter musi żyć i czuć, tak jak ludzie o których pisze. Wsiadł więc w autobus na prowincję i pojechał i wrócił po kilku miesiącach, wyglądając jak w Łuczęga, jak bezdomny hindus.
Bez pieniędzy, wzrzecze, ale z bagażem doświadczeń. Pisał potem o tym co zobaczył, jak wielkie wrażenie zrobiła na nim ta podróż. Zrozumiał wtedy, że jeśli ludzie w Europie mówią, że są głodni, to tak naprawdę nie są głodni. Być może jedli rano, ale może jedli dzień wcześniej, a może po prostu jedzą tylko chleb, ale dwa razy dziennie. To już nie był głód. W indiach, które zobaczył, głód naprawdę zabijał ludzi.
Po podróży do indii przyrzedł czas na azję wschodnią, był w Chinach, był w Japonii, ale żaden z tych krajów nie zdobą jego serca. W 1959 roku już jako correspondent polskiej agencji presowej pojechał po raz pierwszy do Afryki, do Ghana. I tam za fascynował się dekolonizacją Afryki. To właśnie w Afryce zapuścił korzenie, z Afryką związał się najbardziej. Obserwował tam ludzi, którzy po raz pierwszy mogli sami zarządzać swoim krajem.
Ludzie, którzy przez wiele lat byli służącymi i niewolnikami, a teraz mieli zdecydować. Jaki ustruj będzie miało ich państwo? Kto będzie liderem? Czy lepszy będzie komunizm? Czy kapitalizm? Czy lepiej związacja z Moskwą? Czy z Waszę ktonem? Jedzie od kraju do kraju wybierał miejsca, w których się najwięcej działo. Nie szukał wygodnych hoteli, ale takich, w których mogł być blisko ludzi.
Dlatego bardzo nie chciał spędzać czasu w białych dzielnicach, bezpiecznych dzielnicach, ale raczej kierował się do tubelców. Z nimi chciał rozmawiać i o ich życiu pisać. Podczas pobytu w Nigerii, w Lagos, zachorował na Malarię. Choroba naprawdę go wyniszczyła. Nie chciał się leczyć w szpitalu dla białych, w prywatnym szpitalu, bo wiedział, że będzie to kosztowało polską agencję prasową ogromne sumy. Więc zdecydował, że będzie się leczyć w publicznym szpitalu.
Tam chorował dość długo, aż do momentu kiedy warzył tylko 45 kg. Nie chciał jednak wrócić do Polski, bo pomyślał, że powiedzą mu w Polsce, że jego ciało, jego organizm jest zasłabe, żeby być korespondentem w Afryce. Nie przeżył by tego, wolał by chyba umrzeć na Malarię w Nigerii. Kilka tygodni później, kiedy już udało mu się wleczyć Malarię, okazało się, że ma gruźlicę i dziury w płucach.
Te choroby naprawdę go wyniszczyły, ale przeżył i być może nawet bardziej czuł się związany z ludźmi, dla których przechodzanie przez te choroby to była swojego rodzaju norma. W 1967 roku został reporterem w Ameryce Łacińskiej. Był w Chile, Peru, Brazeli i Meksyku. Jak możecie się domyślać nauczył się ich i hiszpańskiego i Portugalzkiego. W tym momencie już mówił po polsku, rasyjsku, angielsku, francusku, hiszpańsku i Portugalzku, a także trochę w Słachilii.
Podczas pobytu w Ameryce Łacińskiej najbardziej interesowały go historię nie opowiedziane, historię o którym większość reporterów się aż tak nie interesowała. Dlaczego chociaż wszyscy znają historię pinoszeta, nie wszyscy znają historię generałów z Gwatem Ali, a o tym możemy przeczytać w jego książkach. Po kilku latach w Ameryce Łacińskiej wrócił do Polski i przez jakiś czas chciał wykładać na uniwersytecie albo pisać reporterze o Polsce, ale jednak ciągnęło go do Afryki.
Pojechał znowu. Był Angoli podczas wojny domowej i z tej podróży pochodzi książka jeszcze dzień życia. To jest chyba moja ulubiona książka kapuścińskiego. Opowiada o ludziach, którzy są podzieleni na dwa obozy. O wojnie, w której żołnierze nie mają helmów, ale kapelusze i nie mają kamaszy, ale czasami są boso. Od dzieciach, które muszą walczyć, bo obecano im, że jak wezmą udział wojnie, to potem będą mogli iść do szkoły. O ludziach z dwóch obozów, którzy kibicują tej samej drużynie piłkarskiej.
Na podstawie tej książki powstą film animowany o tym samym tytule. Jeszcze jeden dzień życia możecie go z pewnością kupić w internetze, ale ja i tak polecam wam bardziej książkę. Po pobycie w etiopii napisał książkę pod tytułem CES-Aż, która teoretycznie opowiada o życiu CES-Aż etiopii Heila Celasje, ale tak naprawdę jest o stemia administracyjnym obirokracji, okorupcji, orządach, które są abstrakcyjne, groteskowe.
Niktorzy mówił, że to jest książka o komunistach w Polsce, o rządzie komunistycznym, ale wydaje mi się, że jest to dość uniwersalna historia. O ludziach, którzy mają władzę i ich poddanych. Po 82. wydał książkę pod tytułem Sza Hinczach, o obaleniu Szacha i Ranu Rezy Pachlawiego. Tak książka to podsumowanie doświadczeń rewolucyjnych. Jak mówiłam wam na początku, kapuściński był świadkiem 27 rewolucji i znał jej mechanizm bardzo dobrze.
W latach 80. zaangażował się w Solidarności, w działania Solidarności i wystąpił z PZPR. Już nie chciał mieć nic wspólnego systemem komunistycznym. Co nie znaczy, że nie leżało mu na sercu dobrą biednych. Bo to chyba było dla niego najważniejsze. Pokazywanie w swojej literaturze, w swoich reportażach, ludzi najbiedźniejszych, ludzi, którzy mają prawo dowolności i godności.
Nie przestawał pisać. W 93. wydał bardzo dobrał książkę pod tytułem Imperium, które była podsumowaniem dwuletniej podróży po rozpadającym się z wiązku radzieckim, a w 93. napisał Heban, która jest takim podsumowaniem doświadczeń z Afryki. Wszystkie jego książki są ekscytujące i naprawdę bardzo serdecznie wami polecam.
Nie tylko ze względu, że zostały napisane przez polskiego dziennikarza, ale również dlatego, że opowiadają o względnie współczesnej historii krajów, o których tak mało zwykle wiemy. Dzisiaj jest bardzo modne spakować plecak i pojechać na dwa lub trzy miesiące do Azji Południowej, bo tam jest tanią.
Myć słonią plecy, zrobić sobie zdjęcia przed świętyniami, medytować, pójść na kursjogi gdzieś w Indonezi, żywić się na lokalnych straganach, ale czy jest to takie same doświadczenie, jak wyjazd do krajów, w którym nie ma żadnych polskich reporterów, gdzieś w środku Afryki, upalne lato, w środku wojny? Myślę, że nie, że chociaż możemy sami mieć dużo interesujących do świadczeń, to są miejsca i historię, do których nie mamy wstępu. Poza literaturą.
Poza tym styl kapuścickiego jest naprawdę mistrzowski. Jego książki zostały przetłumaczone na wiele języków, więc jeśli chcecie przeczytać je po Hiszpansku, po Francusku, po angielsku, bo nie czujecie się jeszcze na siłach, żeby czytać po polsku, to z pewnością je znajdziecie. Kilka lat temu, kiedy pojechałam pierwszy raz do Hiszpanii i spałam na Kałcia Rwingu w Barcelonie, w pokoju osoby, które wnajmowałam imieszkanie, znalazłam heben kapuścickiego.
Okazało się, że ta osoba studiowała dziennikarstwo i książka polskiego dziennikarza była przykładem idealnego reportażu. Na polskim reportarzyście, studenci Katalonii, uczyli się jak pisać. Poczłam się wtedy bardzo, bardzo dumna. Myślę, że na koniec warto wspomnieć, że kapuścinski bardzo dobrze wiedział, że tworzy swoją legendę. Pisał tak, aby jego czytelnicy mieli świadomość, jak niebezpieczne były sytuacje, w które się pakował.
Być może sam prowokował wiele sytuacji trudnych, żeby zbudować legendę, żeby jego nazwisko przetrwało po śmierci. Kiedy w dawca tłumaczenia na angielski jego książki napisał, że przyjaźnił się z czego warął, a tak naprawdę nigdy go nawet nie spotkał na żywo, to nie protestował. Był bardzo pewne siebie, świadomy swojego talentu, ale też w spownością odważne i żądny przygód. Jego życie było, jazdą bez trzymanki, że u pełnią życia brał z życia garściami.
Tak intensywnego życia rysu możemy pozostrzostić wielu innych dziennikarzy. I ja trochę też. Czy w twoim kraju repórtarze są również bardzo popularnym gatunkiem literatury? Czy być może są tam jakieś repórtarze o Polsce? Jeśli tak, bardzo chętnie się o tym dobrym, bo jestem bardzo ciekawa, jak repórtarzy z innych krajów postrzegają mój kraj.
Wyśleli mi proszę ty dół mailem. To już koniec tego odcinka. Zapraszam was serdecznie na moją stronę internetową w www.polskidejli.eu, a szczególnie do klubu polskiej dejli. Jeśli zapiszecie się do klubu polskiej dejli, to będziecie mogli preź udział w naszych co tygodniowych spotkaniach filmowych. Bo od trzech tygodni, co niedzielę, spotykamy się na zumie i rozmawiamy o polskich filmach. Zapraszam serdecznie. To już koniec i bomba, kto nie słuchał ten tromba? Do usłyszenia.